Zabiorę Cię dzisiaj w plątaninę moich najczulszych wspomnień.
Cofam zegar do zeszłorocznego września. Czasu, który kojarzy mi się przede wszystkim z dbaniem o to, by nie zgasła we mnie iskierka nadziei. Okresu, w którym szczególnie potrzebowałam wyrozumiałości dla siebie i wzmocnienia wiary w kobiecość. Zapisując się w czerwcu na warsztaty czułego tkania kierowałam się instynktem. Nie zastanawiałam się, gdy Marysia na profilu Czułych Tkanek na Instagramie (@czuletkanki) umieściła wiadomość, że pozostały ostatnie miejsca na wrześniowe spotkanie w Warszawie. Zgłosiłam się z przeczuciem, że to właśnie w ten, a nie inny sposób powinnam pożegnać lato i przywitać jesień.
Jak się później okazało – lato, które mnie wyczerpało. Jesień, która przyniosła nowe życie.
21 września 2019
Budzę się z mrowieniem w brzuchu. Nie mogę się doczekać. Robię słodkie śniadanie, piję zieloną herbatę. Ubieram moją ulubioną sukienkę i najmilszy sweterek z szafy. Przez chwilę żal mi, że czas już włożyć cienkie rajstopy.. Jestem gotowa. Zerkam na zegarek. “Och, jeszcze za wcześnie, by wychodzić!”
Przyjeżdżam na miejsce. Pod LAS (@las.warszawa). Restauracji, która już zdążyła, tego samego lata, skraść moje serce. Szukam parkingu. Znalazłam, uliczkę dalej. Biegnę, by jak naszybciej znaleźć się w środku. Chłodno. W mojej sukience, jak mgiełka – zimno.
Wchodzę do LASu. Trochę zdenerwowana. „Ciekawe jak będzie?” Uprzejme spojrzenia zza baru kierują mnie na prawo. Idę wgłąb sali. Do długiego drewnianego stołu, zza którego podnosi się radośnie Marysia. Ze szczerym uśmiechem podchodzi, przytula mnie mocno. Jak dobrą koleżankę, z którą od dawna się nie widziała. Z początku, zaskoczona, sztywnieję. Mija mikrosekunda, odwzajemniam uścisk. „Jestem jej wdzięczna, że tak mnie przywitała.” Tkwiące we mnie niepewność i obawa nagle rozbiegły się po LESIE. W końcu wybiegły spłoszone. Tymi samymi drzwiami, którymi weszłam.
Dziewczyny zaczynają się zbierać. Mam wrażenie, że wszystkie z początku nieco zlęknione, ożywiają się po uścisku Marysi. Znajdują sobie miejsca przy stole. Niektóre przy kimś, kto już siedzi, inne w bezpiecznym, bezludnym kąciku. Każda jak woli. Tam, gdzie potrzebuje. Wszystkie z niecierpliwością zerkamy na tekturowe pudełka, które zdają się delikatnie drgać, chcąc uwolnić z siebie czułą energię.
Już trzymam je w rękach. Moje pudełko. „Ciekawe jaki będzie kolor?” Otwieram, jak dziecko gwiazdkowy prezent. „Biel i szarość. Chyba sobie to wyśniłam!” Dotykam delikatnie wełny. Wyczuwam różną grubość, odmienne struktury. Delikatnie oglądam drewniane krosno, igłę, grzebyk. Wszystko własnoręcznie szlifowane przez Marysię. „Już za moment się nauczę. Stworzę swoją własną makatkę.”
Zaczynamy. Marysia opowiada jak powstały nasze “czułe pudełeczka”. Zdradza historię drewnianych elementów. Tłumaczy: wełna, czesanka wełniana, lniany sznurek…
Następnie pokazuje krok po kroku jak nałożyć na krosno osnowę. Jestem nieco zdenerwowana. „Ale jak dokładnie to zrobić? Czy ja nadążę? Czy ja będę potrafiła?”
Rozglądam się nerwowo, obserwuję dłonie koleżanek. Jeszcze sobie nie ufam. „Gdzie jest Marysia?” Jeszcze tak dużo dziewczyn przede mną, zanim podejdzie do mnie. „Marysiu, tutaj! Ja mam pytanie!”
Podczas nakładania osnowy, gdzieś pomiędzy jednym ząbkiem krosna a drugim, znad mojej głowy padło pytanie, co sobie życzę do picia. Byłam pochłonięta. Bij, zabij, nie pamiętam co wybrałam, ale chyba była to herbata…
Po przygotowaniu osnowy, Marysia nauczyła nas zrobić frędzle zdobiące dół makatki. „Jaki kolor wybrać na dół? Jak to zaplanować?” Jeszcze mnie trzyma, jeszcze wciąż spięta, troszkę się denerwuję. Żeby ładnie wyszło. Żeby w ogóle coś wyszło. „A co jeśli nie uda mi się skończyć?” Wybieram biel. Odmierzam długość włóczki na ramieniu…
Ten zapach… Czuję, jak wnika mi do nosa, dopominając się uwagi. „Ale pachnie!” Szukam wzrokiem, skąd napływa.. Tuż przede mną leży talerz z wciąż ciepłym ciastem drożdżowym. Nie pamiętam kiedy takie jadłam. Chyba w dzieciństwie. Jeśli w ogóle. Powstrzymuję się. Jeszcze nie, nie teraz. „Bo nie zdążę. Marysiu, jak to tutaj było? Co z tą pętelką?”
Planuję sobie w głowie wzór mojej makatki. Marzę, że koniecznie muszą pojawić się „bąbelki”, które widziałam wcześniej na zdjęciach z warsztatów. Marysia uczy nas splotów…
Wtedy powolutku zaczynam czuć się pewnie i bezpiecznie. Odpuszczam. Jak nie zdążę, to nie szkodzi. Dokończę w domu. Gdy mi coś nie wyjdzie, jak planowałam. Nic straconego, spróbuję jeszcze raz. Przestaję myśleć zadaniowo. Rozglądam się wokół siebie. Dziewczyny też wyglądają na bardziej rozluźnione. Słychać więcej rozmów. Widać więcej uśmiechów. Ramiona opadają w dół, już nie są takie spięte. Otwieramy się na siebie.
Odkładam makatkę. Dołączam się do rozmów. Piję herbatę. A może jednak kawę? Sięgam po ciasto. „Jeny, ale dobre!” Jedna z dziewczyn zaproponowała, by posmarować kawałek przysmaku masłem. „Nigdy tak nie jadłam. Spróbuję.”
„Ale pyszne!”
Tkam. Trochę bolą mnie ramiona i dłonie, ale nie przeszkadza mi to. Wraz z włóczką tkają się moje myśli. To nie będzie tylko ozdoba na ścianę. Utkam w niej swoją historię.
Czas mija. Chciałabym go zatrzymać. Nie chcę kończyć. Odchodzić od stołu. Opuszczać tych kobiet. Nie muszę nawet z nimi rozmawiać. Już samo bycie wśród nich i wspólne tworzenie naszych dzieł, napawa mnie wyjątkową energią. Wystarczy tu być. W tej jednej chwili. Nie planować, nie myśleć, oddać się jej. Pozwolić dłoniom tkać, a myślom pleść w głowie wyjątkowe wspomnienia.
To wrześniowe przedpołudnie wznieciło we mnie iskierkę energii, która od tamtego czasu cały czas się we mnie rozwija. Na coś się otworzyłam. Coś odpuściłam. Zbliżyłam się do tych kobiet. Otuliłam dobrymi myślami siebie samą. Poczułam czułość we wszystkich moich tkankach.
Z Marysią z pewnością jeszcze kiedyś się zobaczę. Bardzo tego chcę, więc dlaczego nie miałoby się to wydarzyć? Być może będą to kolejne Czułe Tkanki, a może wymarzone warsztaty w Pokrzywniku, a może… zupełnie inna okazja. Marysiu, pozdrawiam Cię czule.
15 kwietnia 2020
Tak się złożyło, że dziś, akurat gdy piszę ten wpis, przyfrunęło do mnie inne wyjątkowe pudełeczko. Na warsztatach we wrześniu poznałam Kasię. Nie rozmawiałyśmy, ale przedstawiła nam ją Marysia. Kasia (@_eastern_art) przędzi wełnę i barwi ją roślinami. Wtedy, na warsztatach, gdy usłyszałam czym się zajmuje, zachwyciłam się. Wiedziałam od razu, że zamówię od niej wełnę, na specjalną okazję.
W moim życiu obecnie dzieje się coś wyjątkowego. Na profilu Kasi pojawił się zestaw wełen, który pasuje idealnie..
Już niedługo utkam nową, piękną historię.
We wpisie pojawili się:
warsztaty Marysi: @czułetkanki
miejsce: @las.warszawa
zdjęcia: @olgawlodarczykfotografia
wełna Kasi: @_eastern_art