Chciałabym Ci, oczywiście z czystej uprzejmości,
szepnąć wprost do ucha: “Strzeż się kaktusowości!”
Ta przypadłość paskudna po cichu się objawia,
początkowo więcej innym, niż Tobie, przykrości napawa.
A jest na co uważać, gdyż epidemia się skrada…
Na początku doskwierać Ci może swędzenie języka,
by komentować wszystko, nie bojąc się ryzyka.
A tu kogoś niby przypadkiem upomnisz,
a tam innemu wrzucisz garść uwag za kołnierz.
Wciąż będziesz komuś dopiekać
i do zaczepek się uciekać.
Nigdy nikogo nie pochwalisz,
ale zawsze porządnie mu dowalisz.
Docinkami będziesz sypać z rękawa,
pusząc się jak paw, że to super zabawa.
Co rusz na kogoś zerkniesz i zaczniesz zazdrościć,
życząc mu jednocześnie największych okropności.
W końcowym stadium choroby kolce Ci wyrosną na ciele,
odsuną się od Ciebie najbliżsi przyjaciele.
Bo kłuć będziesz strasznie, gdziekolwiek nie staniesz
i kogokolwiek nie spotkasz od razu go zranisz.
Uschniesz z zazdrości,
pomarszczysz się ze złości.
Jak kaktus, zostaniesz na pustynię eksmitowany,
by nie wywołać już u nikogo żadnej rany.
Sam będziesz, wykluczony,
a na Twe szlochy każdy pozostanie niewzruszony.
Na szczęście, wszystko to może być uleczalne,
tylko weź sobie do serca to, co jest całkiem banalne:
Podcinając skrzydła innym, wyrywasz pióra samemu sobie.