Miłość

Moje słowo na 2022 rok. Przyszło do mnie zupełnie przypadkowo, ale gdy już na nie padło, wybór wydał mi się oczywisty. Miłość skleja, zalepia, zasklepia, łagodzi i ogrzewa. Miłość to lekarstwo. A w nowym roku chciałabym się wyleczyć. Z lęku. O tak, z lęku przede wszystkim. 

Boję się bardzo, choć strachu tego pewnie niewiele widać. On zżera mnie od środka i choć czasem uleje się go ze mnie co nieco, tu i tam, pewnie nie robi on na nikim większego wrażenia. Ot, zwykłe obawy, czasem zmartwienia “nieco na wyrost”. Jak to z lękiem zwykle bywa, z moim nie jest inaczej – przez mój lęk o wiele więcej rzeczy NIE widać, niż można zobaczyć. Lęk unicestwia – pomysły, marzenia, ciekawość, spontaniczność. Lęk blokuje – radość, działanie, spełnienie.

Boję się, że wszystko co zrobię, nie będzie zbyt dobre. Słowa które wypowiem, nieodpowiednie, a które zapiszę – niedopasowane. Obawiam się poświęcać na coś czas, martwiąc się, że to nie będzie TO i czas ten stracę. Obawiam się o zdrowie najbliższych, szczególnie mojej córeczki. Boję się, co pomyślą lub powiedzą inni. Boję się zaufać. Tworzę rozbudowane scenariusze zdarzeń, które mają potwierdzić prześladującą mnie myśl o wysokim prawdopodobieństwie katastrofy. 

Lęk mnie blokuje. Zamyka w pozłacanej klatce pozornego bezpieczeństwa talenty, marzenia, prawdziwą mnie. Och, ile ja z lęku nie zrobiłam! Ile myśli zatopiłam w “luźnych notatkach” i pogubiłam je gdzieś w czasoprzestrzeni na powyrywanych kartkach lub dokumentach bez nazwy w docsie. Boli to marnotrawstwo, bardzo. Niestety, taka jest cena wyboru pewności zamiast niepewności, nie zważając na koszty. Tak sobie trwam. 

Wróć! Trwałam. 

Ktoś bliski w ostatnich minutach 2021 roku zapytał mnie: “Dlaczego wciąż sabotujesz?”. Słowa te huczały mi w głowie na pograniczu lat, tłumiąc nawet okropny huk fajerwerków za oknem. Chcę pamiętać tę chwilę przez cały rok, bo właśnie wtedy przysięgłam sobie w sercu nie sabotować siebie. 

Wiem, że wiele z mojego lęku wyrasta z niskiego poczucia własnej wartości. Czuję w kościach, że brakuje mi miłości do siebie. Symbolicznie, od początku 2022 roku przytulam siebie mocno tak, jak przytuliłabym najukochańszą dla mnie osobę. Narazie jeszcze sztywnieję i się bronię. Skulona, wychodzę. Z pozornie bezpiecznej, zimnej i ciemnej, jaskini lęku.

A miłość mnie grzeje. 

Mam pochowane w kieszeniach mnóstwo wspaniałych pomysłów. Na wydanie czeka niemal ukończony produkt. W rządku ustawiają się artykuły do publikacji i ciekawe cykle tematyczne na bloga. Czeka na mnie wymarzony kurs rysunku, stosik ważnych książek do przeczytania, warsztaty, o których marzę. Ruszam w podróż i postanawiam, że jedynym (ewentualnym) hamulcem będzie ograniczony czas. 

Do zaczytania!